czwartek, 4 października 2012

Zakupowe szaleństwo... czyli mini haul :)

W ostatnim czasie stwierdziłam, że naprawdę coś ze mną nie tak pod względem kosmetycznych zakupów. Naprawdę nie mam już gdzie pomieścić tych wszystkich opakowań- tak pełnych, jak i prawie pustych... ;) Mój problem polega na tym, że nie mam tyle cierpliwości i zdrowego rozsądku, żeby najpierw skończyć jedno opakowanie, żeby później kupić drugie z "tej samej kategorii". No i w ten oto sposób, już niedługo w moim domu będę budować tunele -.-

Aaaale, jak pewnie większość z Was wie- z uzależnieniem nie tak łatwo wygrać :)

Tak więc ochoczo podążyłam na kolejne zakupy! Przecież nie samym chlebem... ;)

A oto, co kupiłam:

Żel do włosów Isana Hair z witaminą B3.








Zachęcona postem Aliny Rose o podkreślaniu skrętu fal i loków (TU), oczywiście się nie powstrzymałam. Ostatni raz miałam w ręku żel chyba 10 lat temu, nie wiem czemu, ale bardzoooo nie lubię tego typu kosmetyków. Być może dlatego, że łatwo z nim przesadzić- sama nie wiem ;) Mam nadzieję, że tym razem się do niego przekonam :)

  
Gliss Kur, Ultimate Repair, Odżywka do włosów w piance.



Potrzebowałam jakiejś odżywki bez spłukiwania już od dłuższego czasu, a nie miałam nic na oku w związku z tym kupiłam tę piankę przy okazji pobytu w Rossmannie ;) Czy któraś z Was miała już z nią do czynienia? ;> Jestem ciekawa, jak się sprawdzi- obiecuję recenzję, jak tylko już wyrobię sobie o niej zdanie ;)


Masełko do ust o zapachu (i smaku) mango, The Body Shop.

 
Jestem przekonana, że tego produktu nie muszę przedstawiać :) Zwykle nie inwestuję we wszelkiego rodzaju balsamy do ust więcej niż 10-12 zł, ale tym razem zrobiłam wyjątek ;) No i jestem zachwycona :) Masełko mam trzeci dzień, i ciągle je używam, ten zapach uzależnia :)





Pewnie większość z Was już wie, że na rynek Polski z hukiem wprowadziła się firma Bath and Body Works. Byłam tam tylko raz, w innym wypadku byłabym zmuszona kraść :) Uwielbiam tę firmę, miałam okazję poznać ją jakieś 4 lata temu, kiedy przyjaciółka z Chicago wysłała mi kilka produktów od BBW. Szczególnie zapamiętałam ten balsam: 

Szybko się wchłaniał i obłędnie pachniał. Nie lepił się i dobrze nawilżał. Myślałam, że się popłaczę, kiedy się skończył :) Niestety w Warszawie dalej go nie ma :( ale słyszałam od Pani ekspedientki, że już niedługo mają się pojawić nowe zapachy... no dziki szał :) a jak do tej pory, kupiłam...:

Mgiełka do ciała Paris Amour. Zakochałam się w delikatnym, słodkim zapachu. Są dostępne dwie pojemności (89ml i 237ml), mniejsza kosztuję jakieś 19 zł, większa 50 zł. Ja zaopatrzyłam się w mniejszą- kiedy się skończy kupię inny zapach... ach :) Jak na razie mogę powiedzieć, że mgiełka naprawdę nieźle się trzyma. Szczerze mówiąc, trochę mnie to zaskoczyło, do tej pory wszystkie produkty tego typu ulatniały się baardzo szybko ;)


Krem do ciała Paris Amour. No zdarzyło mi się nie powstrzymać... znowu :) Użyłam do tej pory raz i jest taki jak lubię. Szybko się wchłania, nie pozostawia na skórze lepkiego filmu, intensywnie pachnie, nawilżenie jest ok. Polubiłam tak jak i mgiełkę :)

Skusiłam się też na promocję- do 2 żeli antybakteryjnych dostaje się etui na jeden z nich :) uroczy gadżet ;)

Caribbean Escape.

Midnight Pomegranate.

Żele poza tym, że przydatne, są bardzo przyjemne w użyciu, ładnie pachną, zapach długo się utrzymuje, dłonie po ich użyciu są jakby gładsze. Mają dość rzadką konsystencję, przez co są wydajne. Cena to zdaje się 5,90 zł.  Zdecydowanie kupię więcej, warto mieć coś takiego przy sobie :)


No i moje cudowne etui, jak mogłabym o nim zapomnieć :)
Chyba trochę nie wypada, ale lubię takie gadżety ;) hmm... jakaś fiksacja z dzieciństwa? :)

Ale i tak najbardziej żałuję, że w Polsce nie jest dostępne to etui:

No boski jest :) haha!

A Wy, byłyście już w Bath and Body Works? :) Lubicie ich kosmetyki? :)

PS. Jeśli ktoś wytrwał do tego momentu, naprawdę czytając cały post, to gratuluję i dziękuję :D powinni Ci za to płacić!

Trzymajcie się,
Ninja!


4 komentarze: